Więc, czym jest depresja? Niczym. To tylko słowo. Sensu nabiera dopiero, w momencie, kiedy ktoś próbuje przekazać swoje myśli drugiej osobie. Ale sens takiego przekazywania tez, paradoksalnie, nie istnieje. Jak wytłumaczyć osobie to, czego nigdy nie doświadczyła? Można przyrównać to do żalu. Można powiedzieć drugiej osobie, żeby wybrała najsmutniejsze wydarzenie w swoim życiu i pomnożyła to przez 10, czy powielić apatie, która dotknęła nas pewnego jesiennego wieczoru. Ale i tak nie odda to tego, co czuje ktoś, kto depresje przeżywa, czy przeżywał. Piszę to, wiedząc jednocześnie, że każdego ta choroba dotyka inaczej. Nie pisze tego mając jakiekolwiek pojęcie o patofizjologii depresji, nie naprawdę. To, czego mnie nauczyli, to tylko formuły chemiczne. Niedobór serotoniny albo noradrenaliny, czy dopaminy w połączeniach synaptycznych między niektórymi komórkami nerwowymi w naszym mózgu. Chemia, nic więcej. Wszystko to, co napędza człowieka można sprowadzić do skomplikowanych procesów chemicznych. I to jest moim zdaniem smutne. Zabiera to nieco z romantyzmu życia. Jednakże sam fakt, że te procesy chemiczne sprawiają, że jesteśmy czym jesteśmy, daje pewną nadzieje, że może nic nie jest tak przypadkowe jak się wydaje.
Problem pojawia się, kiedy w harmonii, w jakim te procesy się odbywają, pojawia się błąd. Zaburzenie, które ostatecznie nabudowuje się i nabudowuje, aż ciężko zobaczyć co jest pod spodem. Powoli i podstępnie. Na tyle skrycie, że osoby wokół zaczynają akceptować to jako codzienność. Bo tak właśnie wygląda ta choroba. Jest podstępna, dehumanizująca w tak wielu aspektach. Tego czyste procesy chemiczne nie wytłumaczą. Ludzki mózg jest jednym z najbardziej skomplikowanych tworów przyrody. Wspaniały w swojej wielkości, zbyt rozległy, aby przenieść go na zera i jedynki dysku komputerowego, ale ostatecznie niedoskonały. Jak wszystko w przyrodzie. To, że przyroda dała nam możliwość przeżywania i uzewnętrzniania naszych uczuć na różne sposoby jest być może naszym największym darem i przekleństwem. Bo ostatecznie i tak jesteśmy sami w swojej głowie i nikt inny nie jest w stanie w pełni zrozumieć tego, co się w niej dzieje.
Mam więc nadzieję, drogi czytelniku, że mój przypadek nieco przybliży Ci ideę depresji. Niezależnie, czy cierpisz na nią, czy dotknęła kogoś bliskiego. Myślę, że należy zdjąć stygmat z tej choroby. Przestać wstydzić się tego, czym jest. Prawda jest taka, że duża część z nas doświadczy w swoim życiu epizodu depresyjnego. Żyjemy bowiem w czasach, które pełne są pogoni za lepszym. Era ambicji. Rozwoju. Nacisku i oczekiwań. Jednak wiele osób w dalszym ciągu nie rozumie, czym ta choroba jest. Zwala to na stres. Niedojrzałość emocjonalną. Coś, co przejdzie samo. Z dużą pewnością mogę powiedzieć jedno – nie przejdzie. Często zniszczy coś, co budowane było przez lata. Jak wspomniałem wcześniej – podstępnie, powoli, ale pewnie. Może ten wewnętrzny wywód, pisany w momencie, kiedy zaczynam rozumieć wszystko, co się zdarzyło, w jakiś sposób komuś pomoże. Napewno pomógł mnie.
Niezależnie od tego, czy sam chorujesz, drogi czytelniku, czy dotknęło to osobę Tobie bliską – powodzenia w przebrnięciu tej drogi. Mam nadzieję, że światełko na końcu tego długiego tunelu będzie dawać nadzieję, a nie będzie tylko niedostępnym punktem.